Zostanę w temacie kawy, jako że pierwszy inauguracyjny wpis właśnie jej dotyczył.

W nagraniach nie mieliśmy specjalnie okazji podzielić się z wami naszymi przemyśleniami na temat „małej czarnej”. Odwiedziliśmy owszem kilka kawiarni aby zrealizować cykl Kubki LPK. Jest to jednak jest bardziej próba odnalezienia tych fajnych miejsc na kawiarnianej mapie, wartych odwiedzin i spróbowania dobrze parzonej kawy.

I teraz pojawia się pytanie: czy na serio masz taką wiedzę na temat kawy, aby o niej mówić?

Jest to nawiązanie do mojej rozmowy z Ludwikiem, który w środę napisał do mnie taki SMS: „a może napisz czym jest dla Ciebie kawa?” Temat z natury prosty, wymagał jednak ode mnie pewnych przemyśleń i poszukania w głowie kiedy kawa zaczęła odgrywać w moim życiu ważną rolę, dlaczego tak bardzo lubię ją pić.

Ale nie myślcie, że później te zmielone ziarna były ważone i w odpowiedni sposób zalewane wodą…

Od kiedy pamiętam w moim domu rodzinnym było słychać dźwięk mielonej kawy z takiego młynka w formie walca. Nic specjalnego: długa tuba, która na samym wierzchu, pod przezroczystą, lekko ciemną (zapewne – od kawy) przykrywką, miała miejsce na ziarna, które później po zamknięciu i dociśnięciu pokrywy uruchamiały ostrza, które mieliły kawę! Ale nie myślcie, że później te zmielone ziarna były ważone i w odpowiedni sposób zalewane wodą w celu uzyskania tego charakterystycznego aromatu, który obecnie znamy. Wręcz przeciwnie – wsypywało się dwie łyżki do przezroczystej szklanki, zalewało wrzątkiem i też pachniało! Taka kawa nazywana była później przeze mnie „splujką”.

Przez kilka lat …

jako młodociany gniewny człowiek obserwowałem jak rodzicie piją kawę sami, wraz ze znajomymi, na różnych spotkaniach. Czekałem z utęsknieniem aby w końcu sam napić się kawy i … jak się zawiodłem kiedy jej spróbowałem! Czarna kawa, zasypana, zalana wrzątkiem. Matko ależ ona była niedobra! Ale miałem pewnie z 12, może 13 lat (1997 r.) . Nie uważam aby było to za szybko, ale brakowało tego czegoś. Dostałem do wypicia kawę z dużą ilością cukru i mleka ale też nie smakowała.

Tak zaczęła się moja przygoda z kawą, która przez lata (jak wszystko) ewoluowała. Lubię pić kawę w dużych ilościach (zresztą mówię o tym podczas naszych nagrań). Ale – żeby nie było – mam dwa różne podejścia do tego jak ją piję. Ten pierwszy to: zawsze po porannym rytuale przygotowania do pracy, włączam ekspres, stawiam kubek i robię podwójną czarną kawę (około 0,5l), którą później przelewam do termosu i jadąc do pracy – wypijam (uwaga – droga do pracy to około 15, może 20 minut). Ziarna – kilogram kawy kupiony w Lidlu na przecenie – mają pobudzić do życia i tak też się dzieje. Potem jeszcze ze dwa, może trzy kubki w pracy, no i pewnie po powrocie jeszcze dwa! Nie dziwcie się, po prostu ją lubię – nie czuję specjalnego przypływu energii, ale pozwala mi przeżyć. Może trochę czuje się rzeczywiście dorosły, w świecie energicznego, roztargnionego Adama, który tak naprawdę nigdy nie będzie dorosły.

To jest trochę taki rytuał, który pozwala mi zatrzymać się na chwilę, pomyśleć odpocząć

Ten drugi moment to taki, w którym jestem sam lub z bliską mi osobą. Siadamy w niszowej małej kawiarni, która specjalizuje się tylko w kawie. Zamawiamy zazwyczaj czarną i pijąc ją czujesz aromat, smak. To jest trochę taki rytuał, który pozwala mi zatrzymać się na chwilę, pomyśleć odpocząć. Uwielbiam ten moment. Taki mój, taki dla mnie.

Kawa dla każdej osoby jest czymś innym. Czym jest dla mnie już wiecie! Dajcie znać w komentarzach jaka jest wasza kawa. Obiecuję, że o kawie póki co nie będę już pisać, ale będzie mi towarzyszyć przy tworzeniu nowych wpisów na blogu!

Dobrego dnia przy małej czarnej!
Adam